poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Bro/Knak



   Widok kropel deszczu, rysujących na szybie niepowtarzalne wzory przypomina mi słony zapach morza. Akompaniament szmerów, staccata wygrywanego chłodnymi palcami na parapecie wydawał mi się zawsze niemożliwy do skopiowania w partyturze i przez to piękny - jakimś niedotykalnym, chwytanym ukradkiem, trochę może nawet nieludzkim pięknem.
    Grało to we mnie marzeniami i wizjami, zapatrzeniami i częstym zapominaniem o tym gdzie i po co jestem. Szukałem ciszy w muzyce, chętniej i łapczywiej pochłaniałem pauzy niż wyrafinowane, wirtuozowskie frazy. Ciężko było odnaleźć szmer wody i zapach mgły, nastrój archipelagu i rytm przyboju. Całkiem niedawno ta muzyka do mnie przyszła, a raczej - została mi podarowana. Podzielili się nią ze mną ludzie, którzy sami wspaniale grają i poszukują swoich muzycznych światów. 
    Gitarzysta Jakob Bro i wiolonczelista Thomas Knak stworzyli dwupłytowy album z muzyką, która porusza jakieś pozornie niemożliwe do poruszenia, skrajnie subiektywne obszary wrażliwości. Umiejscawia się na granicy wizualności, abstrakcyjnych wyobrażeń, snu i delikatnej palety brzmień. Wplecione w nią beaty  zmontowane są z okruchów, szmerów, cichych trzasków i doskonale współgrają z szeroko prowadzonymi, oszczędnymi melodiami. A te rozpościerają się i migoczą różnorodnością niuansów instrumentacyjnych - muśnięcia harfy, gitary i wiolonczeli tworzą wraz z fakturą chóru chłopięcego (fenomenalny Northern Blues) miksturę nieomal doskonałą. To wszystko skąpane jest w elektronicznym sosie - tak dyskretnym i wysmakowanym, że trudno powiedzieć, kiedy akustyczny sound zmienia się w rozwibrowany, brzmiący delayami soundscape. Do tego dodane są reworks - wersje remiksowane, które wprowadzają nastrój magiczny. 
    Gdy słucham tych płyt (a słucham ich cały czas), czuję, że najlepsze dopiero się wydarzy...